Zmartwychwstały ukazuje się Apostołom. Przychodzi do nich kolejny raz, jeżeli przypomnimy sobie poprzednie czytania z Ewangelii, tuż po niedzieli Wielkanocnej to zobaczymy, że Słowo Boże opisuje nam różne spotkania Jezusa z uczniami. Pan spotyka ich pogrążonych w rozpaczy, zawiedzionych tym co się wydarzyło w Jerozolimie, pełnych lęku i wystraszonych, wątpiących i niedowierzających. Ukazujący się Jezus towarzyszy im w odkrywaniu prawdy, która sprawia, że napełnieni Jego odwagą wracają do źródła i przestają uciekać, bo doświadczyli , że tylko prawda może ich wyzwolić z niewoli własnych oczekiwań i wyobrażeń. Cierpliwie tłumaczy im Słowo, a Słowo otwiera ich oczy, i rozpoznają Go przy łamaniu chleba, serce przypomina im wszystko czego dokonał w ich życiu i spotykają się ze Zmartwychwstałym. Wracają i opowiadają innym co ich spotkało w drodze ( Łk 24, 30-35), zarzucają na Jego słowo sieci i łowią całe mnóstwo ryb (J 21, 5-7). Nie muszą już o nic pytać, bo wiedzą, że to „To jest Pan"
Tomasz też pragnął spotkania ze Zmartwychwstałym, niestety nie było go razem z uczniami, kiedy Jezus przyszedł do nich. Co musiał czuć, kiedy dowiedział się od uczniów, że oni widzieli Pana? Co się działo w Jego sercu, przecież na pewno jak każdy z nich pragnął osobistego spotkania z Jezusem! Chrystusowi nie przeszkadza jego niewierność. On widzi serce Tomasza i zna jego kondycję. Przychodzi do apostołów jeszcze raz, kiedy Tomasz jest z nimi i sprawia, że ta niewierność przemienia się w głęboką wiarę, która prowadzi Tomasza do pięknego wyznania „Pan mój i Bóg mój”. Od tej pory staje się wiernym, bo co innego oznacza słyszeć o Jezusie, a czym innym jest osobiste doświadczenie obecności Pana.
Jezus przychodzi do nas ze swoim pokojem. Przychodzi mimo zamkniętych drzwi, mimo naszej obecnej izolacji, przychodzi poprzez Słowo i pragnie napełnić nas swoim Duchem. Pragnie dodać nam odwagi mówiąc „to Ja jestem”. Zaprasza nas abyśmy dotknęli Go w Jego Słowie. Nie chce abyśmy byli „zatrwożeni i zalęknieni”. On Zmartwychwstał i żyje! A skoro Bóg jest z nami to któż może być przeciw nam! Któż może nas odłączyć od miłości Chrystusowej? (Rz 8, 31-35). A przecież to Ona jest najważniejsza. To nie od nas zależy nasze życie, to Jego tchnienie pozwala nam patrzeć inaczej na wszystko co dzieje się wokół nas - z perspektywy Bożej, z perspektywy tego co już się dokonało - zwycięstwa życia nad śmiercią. Wiemy, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych, ale czy wierzymy w Jego zmartwychwstanie w naszym życiu, w to, że On jest światłością, „Mesjaszem, Synem Bożym, czy wierząc mamy życie w imię Jego”? Nie wystarczy żyć, trzeba mieć życie zanurzone w Nim. Czy wierzymy, że Jego drogi mogą być lepsze od naszych? A może ciągle jesteśmy smutni, bo przecież nie tak miało być, bo spodziewaliśmy się czegoś innego, a jest tak, a nie inaczej? Czy potrafimy się powierzyć Opatrzności Bożej? Tomasz nie bał się otwarcie mówić o swoim niedowierzaniu. A czy my potrafimy otwarcie stawać przed Bogiem? Otwierać nasze serce przed Nim i błagać, aby nasza wiara była realnym, osobistym spotkaniem ze Zmartwychwstałym Jezusem?
Dajmy się poprowadzić Bogu Jego drogami, kosztem naszych przywiązań i wyobrażeń. On nas zaprasza do odkrywania tajemnicy Jego Miłości. Jezus powiedział do siostry Faustyny: „ Pragnę aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W tym dniu otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mego....” (Dz.699). Schrońmy się w Jego sercu, odkrywajmy ślady Jego obecności w naszym życiu, czytajmy Słowo Boże. Zbliżymy się z sercem cichym i pokornym, z sercem skruszonym i powiedzmy: Jezu ufam Tobie. Reszty dokona Jego Miłosierdzie.