Myślę o świetle. O tym, że światło niesie życie. Światło to ciepło. W świetle widać drogę.
W świetle wiadomo, gdzie postawić nogę. Światło pozwala trafić do celu. Jezus mówił o sobie: „Ja jestem Światłością świata”. Nam mówi: macie świecić światłem odbitym.
Mamy być tacy, że kiedy ktoś na nas spojrzy, kiedy doświadczy naszej obecności, to będzie wiedział, skąd pochodzimy, od kogo przychodzimy, do kogo należymy. Ma być po nas widać, że jesteśmy Jego. Mamy wnosić życie. Ludziom ma się chcieć przy nas żyć. Mamy promienieć, zarażać, ogrzewać. Mamy być jak lampa, którą zapala się nie po to, żeby na nią patrzeć, ale żeby dzięki niej zobaczyć wszystko inne. W świecie, który nie wierzy Bogu, mamy być przedłużeniem jego rąk. Mają nas poznawać po owocach. Po wzajemnej miłości.
Myślę o górze. O tym że góra była starotestamentalnym miejscem spotkań proroków z Bogiem. O tym, że na górze jest się w sensie symbolicznym bliżej nieba. Że widać ją z odległości wielu kilometrów. Jezus mówi: masz być miastem na górze. Ma cię być widać z daleka, żeby było wiadomo, dokąd iść. Masz być schronieniem dla wędrowców, które jest blisko Nieba. Masz przyciągać ludzi do Mnie.
„Dziel swój chleb z głodnym, wprowadź w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwrócić się od współziomków” – pisze Izajasz. Bądź miłością. Nakarm, ubierz, odwiedź, przyjmij, rób dobro. Umyj komuś nogi. Jaśniej.